Nauka pływania

Psy do towarzystwa, tapczanowce i inne nie muszą umieć pływać. Myśliwskie psy – wyżły, retrievery, płochacze itp. – a nawet posokowce i tropowce, muszą umieć pływać i nie okazywać lęku przed wodą.

Nawet posokowcowi może przydać się ta umiejętność, gdy będzie musiał przepłynąć rzekę lub bagno, aby podążyć za tropem rannego jelenia czy dzika. Jak psa myśliwskiego nauczyć tych niezbędnych umiejętności? Wszystko zależy od dwóch czynników:

- jeśli pies nie boi się wody, ale nie umie pływać bo go tego nie nauczono. Wtedy łatwo przyswoi sobie tę sztukę.

- jeśli uczeń pod wpływem wrodzonego lęku lub wadliwego wychowania będzie okazywał pewien wstręt do wody – trzeba go umiejętnie przełamać, pomóc mu pokonać ten „pierwszy raz”.

Pies myśliwski musi najpierw oswoić się z wodą, nauczyć pływać, a potem dopiero aportować z wody. Następnie przychodzi doskonalenie w czasie polowania nad wodą. Mamy więc niejako cztery etapy szkolenia. Skrócenie lub odwrócenie tej kolejności powoduje, że pies płynie po aport szybko i nerwowo, uderzając łapami o wodę , zalewa sobie oczy, odchyla głowę do tyłu. W ten sposób może się nawet utopić. Zdarzyło mi się chyba dwa czy trzy razy, że musiałem skoczyć za psem do stawu w ubraniu, aby go uratować. Zamoczyłem wówczas i zniszczyłem swoje dokumenty osobiste (wiadomo, jakie kiedyś były dowody i prawa jazdy). Z tego przypadku wynika, że i przewodnik musi umieć pływać.

Oswajać naszego pupila z wodą należy jak najwcześniej, nawet w wieku 3-5 miesięcy życia. Wiadomo, że psy, podobnie jak ludzie, w różnym wieku oswajają się z wodą. Najchętniej i najdłużej baraszkują w jeziorach lub w morzu kilkuletnie maluchy, trzeba ich tylko pilnować i co jakiś czas robić przerwy.

Pierwsze ćwiczenia przeprowadzamy w ciepłe dni , a więc w okresie od maja do września, na płytkich wodach.. Wskazane jest, aby przewodnik wszedł do stawu z uczniem na smyczy lub lince i wtedy pies podąży za swoim panem. Jeśli traci grunt pod nogami, właściciel powinien go podtrzymać ręką pod brzuchem, umożliwić przepłynięcie chociaż 2-3 metrów i wyprowadzić na brzeg.

Nie należy młodego psa wpychać do wody siłą, lub – co gorsza – wrzucać na głęboką wodę. W oswajaniu psa z nowym środowiskiem myśliwy musi wykazać dużo cierpliwości i zrozumienia. Można do tego wykorzystać innego doświadczonego psa, który dobrze pływa. Psy chętnie uczą się przez naśladownictwo.

Gdy nasz pupil oswoił się z wodą i nauczył pływać, wrzucamy mu niedaleko od brzegu (3-5 metrów) drewniany koziołek ze skrzydłami kaczki lub gęsi, albo inne podobne przedmioty (podnioskę), ale nie patyki! Uczymy go aportowania. Uczeń powinien widzieć rzucany przedmiot, ale dopiero po 2-3 sekundach wydajemy komendę „aport” i puszczamy go do wody. Po dopłynięciu do brzegu zagradzamy mu drogę ciałem (tak, aby nie uciekł z aportem i nie upuścił go). Wydajemy komendę „trzymaj mocno”, której był uczony wcześniej podczas treningu aportu z lądu, i odbieramy koziołek na komendę „daj”. Pilnujemy, aby pies nie otrząsał się z wody przed oddaniem aportu (jest to naturalny, atawistyczny odruch drapieżnika) i nie wypuścił go z pyska. To wymaga trochę czasu, pracy i umiejętności.

Ks. Ludwik Niedbał w swoim podręczniku „Hodowla, wychowanie i tresura wyżła dowodnego” wyd. 1927 r. tak pisze na str. 91: „Pilnie baczyć należy, żeby uczeń, wyszedłszy z wody, nie wypuścił ptaka na brzegu, aby najpierw się otrząsnąc, a potem dopiero aportować”.

Dlaczego? Jeśli upuści żywą jeszcze kaczkę, może jej już nie znaleźć, krzyżówki mają twarde życie. To jest ta trudność i specyfika aportowania z wody.

Jeżeli pies nie może znaleźć aportu, to wskazujemy go rzuceniem przedmiotu szybko tonącego, najlepiej kamienia. Ten sposób będzie jeszcze przedstawiony podczas omawiania polowania na ptactwo wodne. W każdym razie kamyki należy mieć zawsze pod ręką – w torbie lub w kieszeni - bo jak są potrzebne, to nie można ich znaleźć.

Co należy zrobić, jeśli pies wykazuje wrodzony lub nabyty wstręt do wody? Ks. Niedbał tak radzi: „Hegendorf używa celem oduczania wyżłów wstrętu do wody długiej liny (…) Treser znajduje się na przeciwległym brzegu (…) i może teraz dowolnie kierować uczniem, zmuszając go pociągnięciem liny do wchodzenia w wodę i przepłynięcia strumyka…” I zaraz poniżej dodaje, że nie miał niestety sposobności wypróbowania tej metody, o której Hegendorf pochlebnie się wyraża i którą z powodzeniem demonstrował w Gdańsku przed oczami licznie zgromadzonych widzów u wyżłów o chorobliwym wręcz wstręcie do wody.

Ja miałem tę sposobność i szczęście, że spotkałem doświadczonego menera z Wielkopolski pana Józefa Prętkiego, z którym stosowałem tę metodę wobec psów „odpornych na wodę” i która okazała się bardzo skuteczna.

Zdarzają się psy, które chętnie wchodzą do wody, od razu uczą się pływać, a nawet wykazują „radość wody”. Są to przeważnie wyżły szorstkowłose. Np. moja wyżlica Baka tak lubiła pływać, że nie przyniosła aportu z wody, dopóki sobie nie popływała. Z innymi szkolonymi wyżłami różnie bywało; uważam, że tylko ok. 25% tych psów chętnie pływało lub wykazywało „radość wody”, resztę trzeba było mozolnie uczyć.

Córka Baki, wyżlica Bibi, pomimo kilkudniowego szkolenia nie wchodziła nawet na rozkaz do wody. Gdy już wszystkie inne sposoby nauki zawiodły, poszedłem „na całość” i zastosowałem metodę „H”. Trzy dni przed imprezą żona trzymała ją za obrożę, a ja przeciągałem na linie przez wodę. Na próbach polowych w Objezierzu w 2005 roku uzyskała drugą lokatę, dyplom I stopnia i piękny puchar, który zdobi mój pokój myśliwski. Natomiast jej syn Czok odziedziczył chyba „radość wody” po babci, bo na konkursie w Sokołowie w ubiegłym roku pozaliczał wszystkie konkurencje wodne „z marszu”, zanim się zorientowałem co się dzieje już otrzymałem od sędziego kartę z ocenami.

Jeśli myśliwy jedzie z psem na próby polowe i go uprzednio nie sprawdził i nie przygotował, to nic dziwnego, że wraca bez dyplomu.

Przy okazji chciałbym wyjaśnić, że tę samą metodę „przeciągania na linie” stosuje się w czasie nauki aportowania przez wodę (np. z wyspy lub przez rzekę). Aport z głębokiej wody, a przenoszenie przez rzekę to są z pozoru podobne, ale dwie różne umiejętności – ta ostatnia nie jest sprawdzana na konkursach wyżłów. Pies może przynieść aport z wody, a nie przeniesie kaczki nawet przez rów szerokości 2 metrów.

Należałoby w tym miejscu zaznaczyć - co podkreślają wszystkie autorytety kynologiczne – że sztuczne i wymuszone sposoby szkolenia nie zastąpią naturalnych. Czyli częstego przebywania w łowisku i pozwalanie psu na bobrowanie w trzcinach, gonienie nielotów, łysek lub kaczek z podciętymi lotkami. To znakomity sposób na budzenie w uczniu pasji, która u psów w pracy wodnej jest jedyną motywacją i sprężyną działania. Im bardziej ochoczo bobruje, z im większą pasją przebija się przez gąszcz sitowia i trzcin, tym lepiej. Pamiętać należy przy tym, że psa do wody wysyłamy zawsze bez obroży.

Pod koniec oddajmy głos wybitnym kynologom – Niedbałowi i Gieżyńskiemu – o wprawianiu wyżła w pracy wodnej, czyli o szkoleniu w czasie pierwszych polowań.

Ks. Niedbał: „podczas polowania wodnego strzał nie może być dla wyżła równoznaczny z rozkazem przywarowania (…) powinno się podczas spadającego po strzale ptactwa wodnego natychmiast wydać rozkaz „aport” (…) zaleca się mieć w pogotowiu pewną ilość kamyków, aby wyżłowi pluskiem padających kamieni wskazać miejsce, gdzie zdobycz spadła.”

Od siebie dodam, że kamienie przydają się do polowań na wodzie i na lodzie. Strzeliłem kiedyś gęś, która spadła na skuty lodem staw, kilkadziesiąt metrów od brzegu. Pies jej nie widział. Rzuciłem po lodzie kamień tak, jak w czasie gry w kręgle. Wyżeł nadstawił ucho i pobiegł za odgłosem toczącego się po lodzie kamienia, natknął się na ptaka i zaaportował go.

W związku z tymi nietypowymi akcesoriami miałem w ubiegłym roku zabawną przygodę na polowaniu. Moja żona zatrudnia pewnego człowieka do pracy na działce. Postanowiłem zabrać go również jako pomocnika na polowanie na kaczki. Sławek miał mi trzymać psy, płoszyć ptactwo i … nosić torbę z kamieniami. Aby nie wdawać się w dokładniejsze wyjaśnienia, jaką rolę odgrywają kamyki w szkoleniu wyżłów, powiedziałem mu krótko; że ma je pilnować jak złota i ciągle uzupełniać. Pech chciał, że wyszedł na drogę akurat pod nadjeżdżający patrol policji.
Co tam niesiecie w tej torbie myśliwskiej? – zapytał policjant.
- „Złoto” – palnął z głupia frant mój pomocnik.
- Pokażcie – padło polecenie.
Policjanci przejrzeli torbę, wysypali kamienie, badali nawet przez szkło powiększające, szukając złota, diamentów i narkotyków, ale nic z tych rzeczy nie znaleźli. Myśleli, że Sławek sobie z nich drwi i nie bardzo wiedzieli, co dalej robić. Na szczęście w porę nadszedłem i wyjaśniłem sytuację.
- To pan umie zamieniać kamienie w złoto? – zapytał stróż prawa.
- Tak – odpowiedziałem – to są dla mnie skarby, dzięki nim mogę doskonale ułożyć psy i odzyskać strzeloną zwierzynę. Wszak stare przysłowie mówi, że pieniądze leża na ulicy, trzeba je tylko dostrzec i podnieść.


Autor: Jerzy Woźniak
artykuł pochodzi z czasopisma PSY MYŚLIWSKIE i zostal zamieszczony za zgodą redakcji